Rodziców często nie obchodzi, co dziecko robi w Internecie, a nawet to, co sami robią w Internecie. A konsekwencje mogą być groźne – mówi Jakub Płodzich z Fundacji Instytut Polska Przyszłości im. Stanisława Lema.
Wyraziłem swoją opinię, powiedziałem to, co myślę, tyle, że w Internecie. Być może nieco brutalnie, ale szczerze. Nic złego chyba się nie stało? Pewnie tak właśnie myśli wiele dzieci.
Pełne nienawiści komentarze, zgryźliwe czy agresywne, które nie są niczym konkretnym spowodowane to właśnie jest hejt. Dziecku trzeba wytłumaczyć, że konsekwencje używania określonych słów i zwrotów mogą mieć charakter moralny, ale także prawny. Z doświadczenia wiemy, że te konsekwencje o charakterze moralnym mniej przemawiają do dziecka, bo są bardziej abstrakcyjne. Podajemy konkretne przykłady: ktoś nagra koleżankę czy kolegę w szatni i wrzuci to w media społecznościowe. Cała klasa będzie się śmiała na przykład z nadwagi, a dziecko może mieć problem, by sobie z tym poradzić. Słabiej działa, gdy powiemy, że hejt jest zły, bo ktoś może się samookaleczać lub wpaść w depresję, bo takie sformułowania niewiele dzieciom mówią. Inaczej jest, kiedy opowiadamy o konsekwencjach prawnych, o tym, że Internet jest przestrzenią regulowaną prawnie, gdy tłumaczymy, że jeśli ktoś nie wylogował się z konta na FB, a ktoś inny usiądzie przy komputerze i podszywając się, coś napisze w jego imieniu, to mówimy o kradzieży tożsamości. Grożą za to konsekwencje jak za kradzież chipsów w sklepie, bo sprawę można zgłosić na policję. Perspektywa wezwania dziecka na komisariat lub do szkoły z rodzicami otwiera oczy. Tyle, że na poziomie prawnym wiedza jest zerowa, zarówno wśród dzieci, jak rodziców i nauczycieli.
Pytań nasuwa się od razu więcej: jak wytłumaczyć dziecku, czym jest hejt i jakiemu dziecku to tłumaczyć?
Uruchamiając nasz projekt „Ogarnij Hejt”, czyli projekt edukacyjny, w którym tłumaczymy, na czym hejt polega i dlaczego jest zły, też postawiliśmy sobie takie pytanie. Założyliśmy, że chcemy docierać do dzieci świadomych cyberprzestrzeni i Internetu, co oznacza jednak, że 16–latkowie są zbyt blisko dorosłości, ale też wykluczyliśmy ośmiolatków. Postanowiliśmy, że będziemy docierać najpierw do uczniów szkół podstawowych w klasach od 4 do 6, bo badania wskazują, że tam problem jest największy. Dzieci w tym wieku szeroko korzystają z Internetu, mają smartfony, tablety czy laptopy, korzystają już z mediów społecznościowych, ale nie mają jeszcze świadomości na temat konsekwencji. Jak takiemu dziecku tłumaczyć, co to jest hejt? Z tym też się zderzyliśmy. Najpierw postanowiliśmy wyjść z dużych miast. Nie chcemy pracować w pierwszej kolejności w Warszawie, Krakowie, czy Poznaniu, bo tam jako taka edukacja i świadomość rodziców i nauczycieli na temat cyberprzestrzeni funkcjonuje. Najgorzej jest w małych miasteczkach i wsiach. Weszliśmy więc najpierw do Żar, zrobimy wkrótce projekt w Giżycku, wyselekcjonowaliśmy więc miejsca, w których dochodziło do tragedii, do samobójstw dzieci związanych z działalnością ich rówieśników w cyberprzestrzeni. W Żarach dzieci wiedziały już, co to jest hejt i jakie są konsekwencje, bo to małe miasteczko, w którym doszło do samobójstwa z powodu cyberprzemocy. Ze słowem „hejt” dzieci się stykają, bo przecież spędzają w Internecie po 12 godzin dziennie. Problem mamy podczas rozmów z rodzicami i nauczycielami, wtedy to słowo jest naprawdę nieznane. Podstawą jest budowanie świadomości na temat przyczyn hejtu, jakie konsekwencje niesie, z czego się wywodzi i dlaczego się pojawia. Edukowanie nie tylko dzieci, czy osób, które wskutek hejtu na przykład dokonują samookaleczeń, ale też edukowanie dorosłych. Hejt dotyczy przede wszystkim Internetu, a nasza świadomość dotycząca tego, co wolno, a czego nie wolno w sieci, jest ciągle bardzo mała. Przeszkoliliśmy ponad tysiąc osób, uczniów, rodziców oraz nauczycieli i mamy wiele wniosków. Sprawcy cyberprzemocy traktują wszystko, co dzieje się w sieci beztrosko i bezkarnie. Nie wiedzą, że za pewnego rodzaju komentarze mogą grozić konsekwencje prawne, a ofiary cyberprzemocy wprost przeciwnie – biorą to do siebie, a sam hejt ma ogromny wpływ na ich realne życie. Hejt w świecie wirtualnym bardzo mocno oddziałuje na życie realne i mieliśmy masę tego przykładów, np. właśnie w Żarach, gdzie przed naszymi szkoleniami w jednym roku doszło do dwóch samobójstw dzieci z powodu hejtu. Podczas szkoleń mieliśmy też przypadki, gdzie dzieci się otwierały i na przykład pokazywały swoje samookaleczenia.
A jak to wygląda u dorosłych?
Nauczyciele często nie mają w ogóle wiedzy na temat cyberprzestrzeni i zjawisk w niej zachodzących, dlatego nie wiedzą, jak diagnozować różnego rodzaju problemy. Rodziców bardzo często nie obchodzi też, co dziecko robi w Internecie, a nawet to, co sami robią w Internecie. Też nie wiedzą, że coś ma konsekwencje prawne, nie wiedzą, co to jest stalking czy hejt, choć hejtu się dopuszczają. Powiedziałbym więc: edukacja, ale wymagająca wielu lat intensywnej działalności.
Jak często dzieci są ofiarami takiego hejtu?
Według raportu Naukowej Akademickiej Sieci Komputerowej „Nastolatki 3.0” trzech na czterech uczniów spotkało się z jakąś formą cyberprzemocy, a jeden na trzech nikomu o niej nie powiedział. To pokazuje skalę, a w dodatku przedstawiciele NASK uważają, że te wyniki mogą być zaniżone. Dlatego w tej sprawie apelujemy do dzieci, ich rodziców i nauczycieli. Do dzieci apelujemy: mówcie o cyberprzemocy, a do dorosłych: obserwujcie i pytajcie, bo cyberprzemoc ma to do siebie, że jej nie widać. Jeśli trzech na czterech uczniów spotkało się z hejtem, a jedna trzecia nikomu o tym nie mówi, to właśnie jest pole do depresji, samookaleczeń albo i gorzej. Skoro nauczyciel nie ma nawet świadomości, że problemy mogą wynikać właśnie z Internetu, rodzic też o to nie pyta i nie kontroluje tego, co dziecko robi w sieci i nie wie, z czego może wynikać zły humor dziecka, w dodatku nie przychodzi mu do głowy, że coś dzieje się w sieci, to tu jest problem, bo dzieci chowają to w sobie. W rezultacie mamy całą masę wszystkich negatywnych reakcji, które można sobie wyobrazić.
Jaka jest więc różnica między przemocą „tradycyjną” a „wirtualną”?
Cyberprzemocy nie widać, bo nie zostawia siniaków i blizn, rodzic nie zobaczy, że dziecko zostało poturbowane i ta przemoc może pozostać niewykryta przez długie miesiące i lata. Ofiara nikomu o tym nie opowie, bo wstydzi się i w końcu to może wybuchnąć. Skala tego, co przemoc może zrobić z dziećmi jest ogromna, bo dla młodego pokolenia świat wirtualny jest równie ważny jak realny. Dla nich komentarz pod zdjęciem na Facebooku jest równie istotny jak pochwała rodzica za piątkę w szkole. To są dwa równorzędnie funkcjonujące światy i nie można ich bagatelizować.
Co zrobić, gdy dziecko jest ofiarą hejtu? Jak mu pomoc?
Przede wszystkim trzeba rozmawiać. Kluczowe jest wykrycie problemu, wtedy zaczyna się cała procedura. Nie różni się od tego, co szkoła i rodzic powinni zrobić w przypadku standardowej przemocy. Trzeba zgłosić się do szkoły, a dzieci, czyli ofiarę i napastnika skonfrontować, uświadomić obie strony o konsekwencjach, należy też powiedzieć o konsekwencjach prawnych, jeśli ta przemoc będzie kontynuowana. Należy zareagować tak, jak wtedy, gdy szkoła i rodzic widzą, że dziecko jest bite, czyli konieczna jest rozmowa i rozwiązanie konfliktu. Jeśli cyberprzemoc idzie daleko, możliwe są kroki prawne, np. zgłoszenie na policję. Najważniejsze, by dziecko czuło wsparcie, by widziało, że nie bagatelizujemy problemu. Kluczowe jest wykrycie problemu, bo cyberprzemocy – powtórzę – nie widać. Jeśli nie dopytamy dziecka, nie będziemy drążyć, jeśli nie będziemy na bieżąco z cyberprzestrzenią jako rodzic i nauczyciel, to mamy problem. Bo jak pomóc dziecku nie znając jego świata? Musimy poznać ten świat, by wiedzieć, co dziecko w tym ważnym dla niego miejscu robi , jak się zachowuje i jaki ma to wpływ. A więc: rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa.