Przychodzi facet do lekarza, a tam logopeda, czyli rozmowa o mowie z Krzysztofem Bieńkiem, neurologopedą.
Byłem zdrowy, dopóki nie poszedłem do lekarza. Czy to nie jest przypadek logopedii?
Logopedia nie zajmuje się tylko mową, jest dziedziną nauki, która wychodzi poza wadliwą realizację głoski R, bo z tym się ciągle kojarzymy. Zajmujemy się także prawidłowym torem oddechowym. Dbamy, żeby pacjenci mieli poprawne napięcie mięśniowe w okolicach ustno-twarzowych, bo z tego wynikają poważne czasem konsekwencje. Współczesny świat nie zawsze zwraca uwagę na mowę, bacznie spogląda za to na estetykę twarzy. Tymczasem czynności fizjologiczne związane z oddychaniem czy jedzeniem mogą wpływać na to, jak wygląda nasza twarz. Ludzie, którzy mają wykrzywioną twarz lub krzywe zęby są zazwyczaj wytykani palcami. Często dopiero stomatolog lub ortodonta wysyła pacjentów do logopedy, bo potrzeba coś poprawić – na przykład nieprawidłowy typ połykania lub gdy trzeba domknąć usta. Jednak odpowiadając na pytanie – jeśli nie ma potrzeby, nie prowadzimy terapii.
To było o nieco starszych pacjentach, teraz o tych najmłodszych. Jak powinna rozwijać się mowa?
Każdy człowiek rozwija się w swoim tempie, ale są pewne przesłanki, które mogą niepokoić bliskich. To ten pierwszy rok życia, kiedy powinny pojawiać się pierwsze słowa, a wciąż się nie pojawiają. Rodzice często porównują swoje dzieci z rówieśnikami, popadają w rozpacz, gdy inne dziecko mówi pełnymi zdaniami, a jego dziecko ciągle nic. Brak mowy powinien skłonić do refleksji, czy wszystko jest w porządku. W życiu dziecka jest taki etap, który nazywamy gaworzeniem, występuje około szóstego miesiąca życia. Zazwyczaj dzieci, które mają problem ze słuchem, nie gaworzą. Może być tak, że przy niewielkim gaworzeniu lub jego braku trzeba będzie sprawdzić, czy dziecko dobrze odbiera świat, czy słuch jest prawidłowy. Z kolei drugi rok życia to czas, kiedy dziecko powinno łączyć elementy: „Mama, daj”, „Mama, chodź”. Kiedy mówi niewiele lub posługuje się wyrazami dźwiękonaśladowczymi, warto skonsultować się ze specjalistą. Często to dziadkowie zwracają uwagę na rozwój mowy dziecka, szkoda za to, że pediatrzy nie wspierają logopedów. Mówią, że to chłopiec albo żeby poczekać do trzeciego roku życia, bo jeszcze jest czas. Nie warto czekać.
Mówi pan o kwestiach fizycznych. A wydawało mi się, że proces mówienia to też kwestia intelektu?
Mowa jako czynność intelektualna jest bardzo skomplikowana. Żeby człowiek mówił, musi działać wiele innych, mniejszych elementów, właśnie intelektualnych. Jeśli któryś zawiedzie, obserwujemy zaburzenie. Jednym z nich – bardzo ważnym – jest właśnie percepcja słuchowa. To, że rozmawiamy jest zasługą sprawności intelektualnej. Pan do mnie mówi, ja to rozumiem i różnicuję dźwięki, które wychodzą z pana ust. Dźwięki mają określone znaczenie, potrafię te dźwięki zachować w pamięci i odpowiedzieć na to, co pan mówi. To już kilka elementów, które są związane z mową. W mojej głowie musi też powstać inwentarz pojęciowy. Muszę wiedzieć, że coś istnieje, ale poza tą świadomością muszę mieć też słowo. Ten słownik bierny, czyli rozumienie słów oraz mowa czynna, czyli wypowiedzenie słowa, to są te elementy mowy. Istnieje jeszcze mowa wewnętrzna. Jeśli mam potrzebę podzielenia się z kimś na przykład jakąś obserwacją, muszę być w stanie sformułować tekst w swojej głowie, a następnie go wypowiedzieć.
W jaki sposób proces rozwoju mowy może być zaburzony?
Zaburzenia w rozwoju mowy mogą mieć różne podłoże. Mowa może być zaburzona na skutek jakiejś choroby. W logopedii występuje też pojęcie samoistnego opóźnionego rozwoju mowy, który polega na braku innych zaburzeń, ale przy opóźnionej mowie czynnej. Problemy z mową to m.in. wady artykulacyjne, które mogą występować przy zaburzeniach mięśniowych. Ale artykulacja jest na drugim miejscu, bo przede wszystkim oddychamy i jemy. Jeśli na tych dwóch poziomach wszystko jest w porządku, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że mowa czynna nie będzie zaburzona. Mogą też jednak zdarzyć się – już na poziomie intelektualnym, gdy dochodzi do mikrouszkodzeń mózg – zaburzenia gramatyczne, związane ze składaniem słów w zdania, gdy mowa jest nieskładna, czasem pojawia się jąkanie lub zacinanie. Pamięta pan te pierwsze telefony komórkowe, gdy po wysłaniu sms'a przychodził raport doręczenia? Gdy ten sms nie dotarł, raportu nie było. Moglibyśmy go wysyłać i wysłać, podobnie jest – według jednej z hipotez – z jąkaniem. Wysyłam komuś komunikat, czyli mówię, ale mój mózg nie dostał informacji, czyli nie przyswoił tego, że ja coś powiedziałem, stąd są te powtórzenia. Hipotez jest oczywiście o wiele więcej.
Skoro dziecko bez problemu potrafi jeść, a uczy się mówić słuchając innych, to być może nauczy się mówić z telewizji? Dużo słów, kolorowo, posadzimy na godzinkę i z głowy…
Wielu ludzi tak uważa, ale myślę, że to fałszywe podejście. Dzieci naśladują dorosłych bardzo dokładnie. Nauka mowy nie jest związana wyłącznie ze słuchem, ale powiązana jest też ze wzrokiem. Kiedy moja córka uczyła się mówić, czyli około pierwszego roku życia, to niezwykle uważnie przyglądała się moim ustom. Chciała mnie po prostu naśladować. Jeśli dziecko posadzimy przed telewizorem to faktycznie mamy dźwięk, a dziecko może kojarzyć dany dźwięk z przedmiotem, ale to wszystko. Ogólna katastrofa jest wtedy, gdy mamy tłumaczone programy anglojęzyczne, w których aktorzy podkładają dźwięk. Dziecko widzi coś innego na ekranie, a coś innego słyszy. Inna kwestia jest taka, że językową półkulą mózgu jest półkula lewa, a to co dzieci odbierają z telefonów, tabletów, czy telewizji, nie stymuluje tej półkuli. Pobudzane są wyłącznie struktury odpowiadające za przetwarzanie obrazu i dźwięku. Wystarczy prosty test, który sprawdzi, czy dziecko ogląda zbyt wiele telewizji lub zbyt dużo czasu spędza przy telefonie. Gdy ma opóźnioną mowę, wystarczy na miesiąc odstawić telewizor i telefon. Jeśli to nie jest jakiś potężny problem, np. związany z zaburzeniami, o których mówiliśmy wcześniej, to dziecko po tym jednym miesiącu ruszy z miejsca i będzie widać efekty.