Prawdziwa nuda, a może prawdziwa potrzeba? Rozmowa z psycholożką dr Jagodą Sikorą o najpopularniejszym chyba dziecięcym zdaniu. 

Ma Pani trzech synów, zatem zdanie: „Nudzi mi się”, zna Pani pewnie całkiem nieźle?

To prawda.

Czy to w ogóle możliwe, żeby brzdąc po prostu się nudził? Zabawek i rozrywek już na pierwszy rzut oka niemal każdy ma mnóstwo.

Myślę, że za dziecięcym "Nudzi mi się" stoi bardzo wiele różnych komunikatów. Po pierwsze, dla nas dorosłych to jest chyba trudna informacja, bo w głowie odpala się wtedy wiele myśli. Za tym zdaniem może stać wiele potrzeb i trudności – od tej pierwszej potrzeby zajęcia się czymś, czyli faktyczne poszukiwanie, po stan przemęczenia, przestymulowania i dyskomfortu. Ta nuda może mieć zatem wiele twarzy i jest zjawiskiem niejednorodnym.

Przeciętny rodzic, kiedy słyszy to hasło, zaczyna zwykle nerwowo poszukiwać dziecku zajęcia, a nie o to chyba jednak chodzi?

Czasami faktycznie dziecko poszukuje wsparcia i szybkiej reakcji ze strony rodzica, bo „nudzi mi się” oznacza, że dziecko czuje dyskomfort, ale za chwilę sobie poradzi i samo coś znajdzie. Ale powtórzę – trudno rozpoznać, co to „Nudzi mi się” oznacza i co za tym stoi – nie jest więc łatwo zareagować adekwatnie, bo ta reakcja czyli poszukiwanie aktywności dla dziecka nie będzie odpowiedzią na potrzebę.

Problem chyba polega na tym, że moje „Nudzi mi się”, a „Nudzi mi się” dziecka to są dwa różne rodzaje znudzenia. Jak zatem rozpoznać, co dziecko czuje i o czym mówi?

Trzeba zaobserwować okoliczności, w których ten komunikat się pojawia. Jeżeli to moment po jakiegoś rodzaju emocjonujących rozrywkach, po bajce albo grze, która mocno wpłynęła na dziecko, które zdenerwowało się albo poczuło wiele emocji, to „Nudzi mi się” po takiej intensywnej aktywności może oznaczać, że dziecko czuje się dyskomfortowo i potrzebuje wsparcia. Zatem okoliczności są istotne i na nich warto się skupić: czy „nuda” jest odpowiedzią na to, że dziecko poczuło się przestymulowane i teraz próbuje wrócić do równowagi, czy może od dwóch godzin zabawy właśnie wyczerpały się pomysły, szuka więc wsparcia osoby dorosłej, która nada kierunek i pomoże znaleźć jakieś działanie, które pozwoli mu poczuć się lepiej.

Musimy słyszeć, co dziecko do nas mówi

Czy rozwiązaniem idealnym nie byłoby powiedzenie dziecku: „Daj mi spokój, ja w twoim wieku nie nudziłem się nigdy”?

To jest odpowiedź, która sama narzuca się dorosłym, co wynika pewnie trochę z tego, że jednak wychowywaliśmy się w trochę innych czasach. Ale to nie jest dobra odpowiedź w takim sensie, że nie zawsze będzie adekwatna do sytuacji. Ten komunikat może oznaczać dla dziecka: „Nie zwracam uwagi na to, co do mnie mówisz”, a przecież ważne, by dzieciom pokazywać, że cokolwiek do nas mówi, to dla nas jest istotne. Możemy na pewne rzeczy nie zgadzać się, możemy na pewne rzeczy nie pozwalać, bo przecież bardzo ważne, by granice były wyznaczone, ale musimy słyszeć, co dziecko do nas mówi. Umniejszając wartość tego, co mówi, pokazujemy, że jego emocje i to, co czuje, nie jest ważne, a to przecież nie jest prawda, bo to tak samo ważne, jak nasze uczucia.

Jest taka szkoła, która mówi, żeby dziecko w nudzie zostawić samo sobie.

Może tak być, ale może za tym stoi inna potrzeba? Uważam, że dziecku można powiedzieć: „Słuchaj, masz czas dla siebie, ja jestem tuż obok”. Bo to, czy sobie poradzi, nie zawsze będzie takie pewne. Jeżeli faktycznie nie potrafi sobie znaleźć zajęcia, a damy mu przestrzeń, by sobie poeksplorowało, pozastanawiało się przez 20 minut patrząc w sufit, by potem znaleźć jakieś zajęcie, to wtedy ta odpowiedź byłaby właściwa. Ale w sytuacji napięcia z innego powodu dziecko zdecydowanie potrzebuje dorosłego, by sobie poradzić.

Pozostając przy tej pierwszej sytuacji, czyli ”Nudzi mi się, bo nie mam nic do roboty” – niektórzy uważają, że nuda jest twórcza.

To też stereotyp. Faktycznie, nuda z jednej strony może stymulować do działania, ale z badań wynika, że wcale nie jest to takie oczywiste. Ta nuda jest na tyle niejednorodna, że nie można powiedzieć kategorycznie, że wszystkie dzieci pod wpływem nudy staną się twórcze, byłabym tu bardzo ostrożna. Stan nicnierobienia oczywiście jest potrzebny i może pobudzać dziecko do szukania ciekawych zajęć, choćby zrobić coś z patyka w lesie, ale za tą nudą dziać się mogą różne rzeczy. Przestrzegam przed zerojedynkowym podejściem do nudy.

Nie bez powodu posługuję się stereotypami w rozmowie, bo tak chyba robią najczęściej rodzice, gdy idą na skróty. Są tacy, którzy mówią, że trzeba zrobić wszystko, by dziecko nie nudziło się, np. w wakacje, bo dziecko, które się nudzi, zaczyna kombinować i z tego wynikają same kłopoty.

Można przesadzić z zapewnianiem dziecku atrakcji, bo przecież dzieci potrzebują czasu dla siebie, bez wielu aktywności, takiego znudzenia nawet. To wpisuje się w trend, w którym rodzice starają się chronić dzieci przed frustracją, złością, przed doświadczaniem wielu emocji, a przecież wszystkie są istotne. Ważne, by dziecko odczuwało złość i zmierzyło się z nią, tak samo istotne jest, by doświadczyło nudy i też z nią spróbowało się zmierzyć. Nie chodzi wcale o to, by dziecko chronić przed nudą. Nie zarzucajmy jej czy jego tysiącem aktywności i działań, kiedy czuje się niekomfortowo, ale pozwólmy doświadczyć tego stanu. Trzeba balansować między tym, żeby nie zostawiać dziecko całkiem samego z tym, co czuje, a z drugiej strony – dać adekwatne wsparcie.

Dziecko zdecydowanie potrzebuje dorosłego, by sobie poradzić

Znak czasów to elektronika. Wydawać by się mogło, że to cudowne lekarstwo na nudę. Rodzice tego używają, są też takie dzieci, które nadużywają zwrotu „Nudzi mi się”, by wyłudzić dostęp do elektroniki.

Dzieci widzą, co na rodziców działa i próbują to uszyć na swoją miarę. W odpowiedzi na hasło „Mamo, nudzi mi się” słyszą: „To zobacz bajkę”. Czasami sięgają więc po proste rozwiązania. Nie demonizowałabym elektroniki, ale byłabym ostrożna, zwłaszcza w okresie pandemii, kiedy dzieci mają mało możliwości doświadczania relacji z innym ludźmi. Faktycznie, bywa tak, że dzieci chcą namówić rodziców na tę elektronikę, bo tylko ona – jak im się wydaje – jest w stanie zaspokoić ich potrzeby. Czasami jest jednak tak, że dzieci grając dwie godziny w ciągu dnia, doświadczają dyskomfortu i chciałyby jeszcze, jeszcze i jeszcze więcej grać.

Większość dzieci pozostaje dziś w domach, zwłaszcza tych starszych. To jest szerokie pole do tego, by realnie nudziły się, bo nie widują się z kolegami, siedzą wiele godzin podczas lekcji przed komputerami, a to jest potwornie nudne. Jak sobie poradzić z taką realna nudą w tej sytuacji?

„Nudzi mi się” jest wyjątkowym wyzwaniem w czasach izolacji i dystansu społecznego. Niestety, nie mam żadnych rewelacyjnych metod tego, co z tym zrobić, trzeba podziałać na miarę naszych możliwości. To może być niewielkie pole do popisu, ale starałabym się wspierać dzieci w poszukiwaniu różnych form zajęć, nawet siedząc na kwarantannie w domu. Trzeba zaopiekować się tą potrzebą, która pojawia się w czasie izolacji i może wynikać właśnie z monotonnego życia, braku kontaktów, z wielu wyzwań w kontekście relacji. Starałabym się dążyć do takich form aktywności, które są możliwe w domu, a których nie próbowaliśmy dotąd. Może ktoś polubi szycie, a ktoś inny puzzle? Wiem, że wydaje się to dość trudne, zwłaszcza w przypadku starszych dzieci i nastolatków, które trudno przekonać do nowych aktywności. Myślę, że warto oprzeć się w tym miejscu na relacji z dzieckiem. Kto wie, może to otworzy nam zupełnie nowe drzwi?

 Wstecz