Lepsza edukacja czyli szkoła w domu. Rozmowa z Katarzyną Konieczny z Pszczyny o tym, jak samodzielnie uczyć dzieci.

Skąd bierze się pomysł edukacji domowej?

Rodzice wybierając edukację domową kierują się różnymi motywami, które mają wpływ na to, jak ta edukacja wygląda. Chcemy lepszej edukacji dla naszych dzieci, ale już przy pytaniu, co znaczy „lepsza”, brak jednomyślności. Są rodzice, którzy odnajdują w edukacji domowej możliwość lepszego rozwijania pasji i zainteresowania dzieci, jak sport lub muzyka, którym chcą poświęcić więcej czasu. Inni rodzice – też do nich należę – chcą, żeby dzieci dużo umiały i mogły zdobywać wiedzę w swoim tempie.

Czy to znaczy, że szkoły nie uczą dobrze?

Tego nie powiedziałam. Ale można uczyć inaczej, bardziej nowocześnie i efektywnie, z poszanowaniem rytmu życia rodziny. Polskie przepisy są dość liberalne, nie narzucają jednego sposobu postępowania dla dzieci realizujących obowiązek szkolny poza domem. Ważnym wymaganiem jest zdawanie całorocznych egzaminów z każdego przedmiotu. Ale to, jaka metoda zostanie użyta, by dziecko przygotować do zdania egzaminu, jest wyborem rodziców i dzieci. Rodziny mają możliwość decydowania o tym, jak ma wyglądać ich życie i korzystają z tych możliwości. Szkoła systemowa wielu z nas tego nie umożliwiała.

Efektywnie i z poszanowaniem rytmu rodziny, czyli jak?

Proszę sobie wyobrazić rodzinę z trójką lub czwórką dzieci. Z najmłodszym matka zostaje w domu, a starsze chodzą do szkoły. Organizacja zajęć jest trudna, zwłaszcza, kiedy starsze dzieci trzeba zaprowadzić do szkoły, potem odebrać o określonych godzinach, a po powrocie do domu odrabiać z nimi lekcje. Łatwiej jest zostać w domu i w swoim tempie realizować naukę z każdym z dzieci. Zresztą sama nazwa „edukacja domowa” jest troszkę mylna, bo to edukacja, która swoją bazę ma w domu, ale nauka może odbywać się gdziekolwiek. Na tym polega wolność edukacji domowej – można dobrać metody patrząc na dziecko i jego potrzeby. Czy potrzebuje więcej ruchu, więcej słuchania, a może szuka ciszy i spokoju? Rodzic, który obserwuje swoje dziecko, może podążać za nim, proponując pewne metody nauki, narzędzia wspierające proces edukacyjny. Może też po prostu zaakceptować to, co dziecko samo wymyśli, zaproponuje. W edukacji domowej rzadko kończymy naukę na podręczniku. Tyle materiałów jest dostępnych wokół nas, choćby w Internecie, że wiedza może być przyswajana w zupełnie inny sposób. Fajnie jest podążać za dzieckiem i patrzeć: jakie ma potrzeby, gdzie łatwiej przyswaja wiedzę. Rodzice w edukacji domowej często zabierają dzieci w takie miejsca, gdzie właściwie uczy się samo. Parki, biblioteki, galerie, muzea – posiedźmy, zobaczmy wystawy, pójdźmy nawet dziesięć razy, jeśli chcemy. My szczególnie lubimy Muzeum Śląskie w Katowicach, Zamek w Pszczynie, Muzeum Narodowe w Krakowie – byliśmy tam wiele razy i nie nudzi nam się, bo ciągle znajdujemy tam nowe wątki do eksploracji, pomocne w nauce, inspirujące do nowych poszukiwań lub tylko ilustrujące to, czego aktualnie się uczymy.

Na tym polega wolność edukacji domowej – można dobrać metody patrząc na dziecko i jego potrzeby

Pewne rzeczy trzeba jednak zrealizować, istnieje przecież podstawa programowa…

Rodzice, którzy decydują się na naukę w tym trybie, zobowiązują się, że zapewnią dziecku odpowiednie warunki do nauki i przyprowadzą młodego człowieka na egzaminy z podstawy programowej. Każdy ma formę pisemną i ustną, a materiał jest szeroki. Tego wszystkiego trzeba się nauczyć – sposób zależy od rodziców i dzieci. Im większa różnorodność, tym większe prawdopodobieństwo, że nauka nie będzie i przykrym obowiązkiem.

To, co wydaje się zaletą, czyli wspólny czas, może okazać się też sporą wadą. Jak nie zwariować: praca dorosłego i szkoła dziecka w jednym miejscu?

Powtórzę: nauka może odbywać się gdziekolwiek, choć wiele zależy od wieku dziecka. Im starsze, tym więcej czasu spędza też na własnych aktywnościach. Do obiadu czas przeznaczony jest na naukę, a po południu dziecko ma swoje zajęcia, które wynikają z jego zainteresowań. Najczęściej uczy się w szkole muzycznej, ćwiczy na zajęciach sportowych albo jest na zbiórce harcerskiej, czy po prostu chodzi po osiedlu z kolegami. Owszem, rodzina spędza czas razem, ale to nie jest cały dzień. Rodziny edukujące dzieci w domu wspierają się nawzajem i dzieci spędzają też czas ucząc się wspólnie u swoich kolegów, którzy są w tej samej sytuacji.

Równocześnie rozbroiła pani moje następne pytanie dotyczące socjalizacji.

Nauka do życia w społeczeństwie to rodzina i zakupy w sklepie, podróż pociągiem i samodzielne radzenie sobie poza domem. Tego wszystkiego doświadczają dzieci w edukacji domowej. W szkole dzieci chodzą większą grupą, bilet do muzeum zawsze kupuje pani nauczycielka, a obiad wydaje pani w okienku na stołówce, więc dzieci nie wykonują całej gamy czynności. Tutaj samodzielnie muszą taki bilet kupić, zastanowić się nad połączeniem i trasą zwiedzania, a w przerwie – ogarnąć posiłek wspólnie z rodzicami. Opiekunowie w edukacji domowej bardzo zwracają uwagę na to, by dzieci były samodzielne i przystosowane do życia w społeczeństwie. Czasem można usłyszeć, że dziecko nie poradzi sobie w kontaktach z innymi ludźmi, bo jest rzekomo izolowane i cały dzień siedzi w domu. To przecież nieprawda! Widzę wyraźnie, że dzieci w edukacji domowej są otwarte na osoby dorosłe, nie boją się rozmawiać z dorosłymi. Moim zdaniem wynika to z tego, że dziecko nie doświadczyło krytycznej oceny ze strony dorosłego, czyli oceny jak w szkole.

Rodzice starają się, by dziecko było samodzielne w uczeniu się

W czasie epidemii coś w rodzaju edukacji domowej dotyka nas wszystkich bez wyboru, jak sobie z tym poradzić?

Raczej nie każdy marzy o tym, żeby zostać mentorem w procesie edukacji swoich dzieci. Ale być może wiele osób odkryje, że to nie takie straszne – być ze swoim dzieckiem i szukać razem odpowiedzi na pytania, które pojawiają się w czasie nauki. Zauważą, że to może być fascynujące, tak jak fascynujące może być obserwowanie swojego dziecka, które odważnie zadaje sobie pytanie badawcze i poszukuje odpowiedzi. Ważne, że rodzice starają się, by dziecko było samodzielne w uczeniu się. Bo przecież rodzic nie jest nauczycielem, który mówi codziennie: „Godzina ósma, siadamy do książek”. Dziecko uczy się odpowiedzialności za siebie i za swoją naukę. Dlatego trudno powiedzieć, że uczniowie, których wirus zmusił do nauki w domu, są w edukacji domowej. Nadal nie mają szansy, by wziąć odpowiedzialność za swoją naukę. Nadal ktoś mówi: „Zrób zadanie i przyślij jutro, a ja sprawdzę”. To jest spora różnica. Wprowadzenie nauczania zdalnego tylko pogłębia ten stan rzeczy.

Ale muszą i w tym być jakieś dobre strony?

Przymusowa edukacja w domu może przynieść korzystne efekty, ale tylko wtedy, gdy rodzice świadomie wezmą za to odpowiedzialność i wykorzystają ten trudny czas jako szansę na zmianę. Dzieci przechodzą na system edukacji domowej w różnym wieku. Jeżeli zaczynają w czwartej czy szóstej klasie, to zazwyczaj muszą najpierw przejść proces, który nazywamy „odszkolnieniem”. Muszą odzwyczaić się od pewnych zasad, w których funkcjonują chodząc do szkoły. Przechodzą na myślenie o tym, że same planują, czego uczą się dziś, a czego jutro. Rodzicom, którzy teraz spędzają czas z dziećmi w domu, radziłabym, żeby zapomnieli o ocenach i na sto procent wykonanych zadaniach domowych. Warto w zamian dać dziecku przestrzeń na to, by samo poszukało, co tak naprawdę lubi. Teraz ma więcej czasu, niech więc zbada, czym się interesuje, co sprawia mu przyjemność, które dziedziny wiedzy są ciekawe, czego więcej chciałoby się dowiedzieć. Wielkim nieszczęściem wielu dzieci jest to, że po ośmiu latach podstawówki nie znają odpowiedzi na pytanie: „Co cię interesuje?”. Pasje, zainteresowania i talenty, które są w dzieciach, zostają przykryte, bo nie było okazji do ich ujawnienia i rozwijania. W szkole obowiązuje taka filozofia, że trzeba być dobrym ze wszystkiego, a premią są piątki, szóstki, czy czerwony pasek. Ale w prawdziwym życiu nie jesteśmy dobrzy ze wszystkiego. Warto więc skupić się na tym, co jest talentem dziecka, jego pasją, zainteresowaniem, a z przedmiotu, który nie jest dla niego interesujący, pozwolić mu po prostu zaliczyć. Namawiam zatem rodziców do poszukiwania zainteresowań dziecka i pomocy dziecku w jego poszukiwaniach.

(skrócona wersja tego wywiadu ukazała się 27 marca 2020 r. w "Gazecie Wyborczej": https://katowice.wyborcza.pl/katowice/7,35055,25823870,zapomnij-o-ocenach-szkola-w-domu-czyli-jak-samodzielnie-uczyc.html)

 

Wstecz