Już niemal dwa miliony i zapewne będzie ich więcej. O tym, jak pomagać uchodźcom z Ukrainy, by nie stracić głowy w rozmowie z Dariuszem Pietrkiem, psychoterapeutą i pedagogiem ze Śląskiego Centrum Profilaktyki w Chorzowie.

Od rozpoczęcia wojny oferujesz pomoc psychologiczną dla uchodźców z Ukrainy…

Uważam, że tak trzeba. Trzeba ze względu na bycie człowiekiem i chrześcijaninem. Ci ludzie przeżywają traumę związaną z wojną. To dla mojego pokolenia jest właściwie nie do wyobrażenia, bo takie sceny, jakie dziś są codziennością Ukrainy, widujemy jedynie w filmach, a uchodźcy to przeżyli. Znajdują się w traumie, która trwa i nie kończy się, potrzebują więc wsparcia, rozmowy i pewnej normalności. Dopiero przyjdzie taki moment, za jakiś czas, że będziemy – my psychologowie, psychiatrzy, psychoterapeuci – pracowali z traumami, które ci ludzie przeżywają. Dziś uchodźcy są ciągle w niesamowicie trudnym momencie, bo musieli uciekać z częścią swojego dobytku, ratując dzieci, zostawiając w wielu przypadkach mężów w Ukrainie, myśląc o nich, pozbawieni kontaktu z powodu przerwanej łączności, czy to internetowej, czy telefonicznej. Potrzebują więc wsparcia – choćby rozmowy, którą jesteśmy w stanie im dać.

Mówiąc trauma - co masz na myśli?

Cześć tych osób, szczególnie dzieci, na pewno będzie miało zespół stresu pourazowego, czyli PTSD. To będzie się rozwijać i pojawi się za jakiś czas.

Widzieli i przeżyli rzeczy straszne.

Pamiętajmy, że każda taka sytuacja wojenna, szczególnie dla ludzi młodych, choć także tych starszych, którzy na przykład pamiętają czasy drugiej wojny, bo takie osoby też do nas trafiają, uruchamia traumę, czyli trwały uraz psychiczny. Trudno czasem znaleźć wspólny mianownik, bo to jest oddziaływanie na poziomie różnych wydarzeń, których ludzie doświadczali.

Mimo chęci, nie zawsze można im pomóc, choćby z powodu bariery językowej.

Sam mam takie ograniczenie, uczyłem się rosyjskiego ale to było bardzo dawno temu, więc nie podjąłbym się pracy z osobą, która mówi w języku rosyjskim lub ukraińskim. Moja chęć pomocy jest zatem ograniczona do pomocy w języku polskim, ale przecież wielu Ukraińców, poprzez swoje doświadczenia zawodowe zna język polski. Ta pomoc jest więc możliwa, jeśli ktoś będzie potrzebował wsparcia, rozmowy i wysłuchania.

Popularny stereotyp mówi, że dzieci zniosą wszystko i łatwo dostosują się do każdej sytuacji. Ale te wszystkie wojenne sceny, które obserwują, rozstanie z drugim rodzicem, bo przecież mężczyźni nie mogą opuścić Ukrainy, a do tego podróż w nieznane, czyli do Polski – jak to wpływa na dzieci?

Bałbym się takiego stereotypu, według którego dzieci są na tyle plastyczne, że są w stanie szybko się dostosować nawet do wojny. Proszę sobie wyobrazić, że dla dziecka traumą może być to, że zostawiło ukochanego miśka, czy ukochaną lalkę, bo nie można było zabrać zabawki, a tam przecież zostaje ojciec, dziadkowie, tam zostaje pies lub kot. To wspomnienia, tęsknota, żal i strach zarazem, bo żyją w wielkiej niewiadomej. Z miejsca, w którym były bombardowania, często było widać śmierć i cierpienie, nagle znajdują się w innym świcie, który jest nowy i może generować pewnego rodzaju lęk. Bałbym się powiedzieć, że dzieci szybko się dostosowują, bo przecież tak nie jest. Dzieci chłoną wiele rzeczy i to, że przyjeżdżają do Polski, do różnych ośrodków, gdzie mają zapewnioną pomoc psychologiczną, gdzie mają zabawki, gdzie mogą choćby oglądać filmy czy bajki, to jest świetne, ale gdy kładą się wieczorem spać, wtedy pojawiają się demony.

Polacy ruszyli z ogromną falą pomocy, miejmy nadzieję, że nie jest to słomiany zapał. Ale jak możemy pomóc, by nie pogłębiać traumy, nie przywoływać najgorszych wspomnień u uchodźców?

Fatycznie, tak może się stać. Na pewno ci ludzie potrzebują chwili ciszy, spokoju, bezpieczeństwa, herbaty i porozmawiania, ale niekoniecznie na tematy dotyczące tego, co się wydarzyło. Porozmawiania chociażby o tym, jakie filmy, czy muzykę lubi, w tematach neutralnych. W sytuacji, gdy ta osoba ma wewnętrzną potrzebę porozmawiania o wydarzeniach, strachu, huku, bombardowaniach, smrodzie palonej ropy, to trzeba mieć świadomość, że taka forma pomocy jest bardzo trudna także dla słuchacza, czyli dla nas. Taka opowieść uruchamia cały nasz system emocjonalny i może się okazać, że jesteśmy na to zupełnie nieprzygotowani. Ale jeżeli taka osoba ma wewnętrzny imperatyw, by o tym mówić, trzeba na to pozwolić. To właśnie element pracy ze stresem traumatycznym: mówienie, wentylowanie się, wyrzucanie z siebie. To może być jednak trudne dla wielu z nas. Fatalną rzeczą, a wręcz niedopuszczalną i nie powinno się tego robić, jest zwłaszcza szukanie sensacji. Ludzie są ciekawscy, to widać choćby podczas wypadku na ulicy, gdy gromadzą się gapie, a połowa wyciąga komórki, by sfilmować lub sfotografować wydarzenie. Tymczasem własna ciekawość niczego dobrego nie da. Natomiast pokazanie normalności, rozmawianie o codzienności, o ich życiu, jest elementem wentylującym. Ale zaznaczam raz jeszcze: to może być bardzo trudne.

Tym bardziej, że tej fali pomocy – i być może ona trochę z tego wynika – towarzyszy nasz strach. Mamy go jakoś oswajać?

Powiem szczerze, że dziś byłem na głównej ulicy Chorzowa i byłem przerażony, bo nie wiedziałem, co się dzieje. Kolejki przed bankomatami! Pamiętajmy, że nasze myśli to nie jest rzeczywistość. Odczuwamy lęki, strach, emocje, bo te uczucia są nam potrzebne do funkcjonowania. Ale jeżeli pozwolimy panować swojemu lękowi, który wypływa z przekazów medialnych, a bardzo często są w tym jeszcze fake newsy, a zarazem sianie jakiejś taniej sensacji, to będziemy robili krzywdę przede wszystkim sobie i wszystkim dookoła. Mam już pacjentów, którzy przychodzą na terapię i pytają, gdzie uciekać, gdy wojna pójdzie dalej.

Ludzie zaczynają się zastanawiać, co zrobić, żeby się ratować.

Ta wojna może przecież trwać jeszcze tygodnie, miesiące, albo lata, bo nie wiemy, kiedy się zakończy. Jeśli będziemy żywić nasze lęki, to te lęki wygrają z nami. Zdrowy rozsądek nakazuje nie poddawanie się lękom, zakazuje siedzenia od rana do wieczora przed telewizorem czy ciągłego scrollowania Internetu w poszukiwaniu najnowszych doniesień. W pewnym momencie popłyniemy, zatracimy granicę zdrowego rozsądku. Ciągłe oglądanie telewizji i szukanie wiadomości o wydarzeniach w Ukrainie spowoduje ciągłe napięcie mięśni, bóle całego ciała oraz głowy, rozproszenie, problemy z koncentracją, zaburzenia trawienia, problemy ze snem i wiele innych.

…a sposobem jest?

Pamiętajmy o odpoczynku, wyciszaniu się oraz poświęcaniu uwagi również sobie. Co możemy zrobić? Żyć swoim normalnym życiem, wyjść na spacer – wszak rodzi się zieleń, popatrzmy na rozkwitające liście. Codziennie znajdźmy chwilę czasu na odcięcie się od trudnych wydarzeń. Warto wziąć kąpiel, poczytać książkę, porozmawiać z bliską osobą na temat nie związany z wojną ani innymi traumatycznymi zdarzeniami. Zadbajmy też o odpowiednią ilość snu, który powinien trwać nieprzerwanie 7/8 godzin na dobę. Zadbajmy o siebie i swoje potrzeby, tylko wtedy będziemy mieli siłę, aby pomagać innym.

 Wstecz