Trudno będzie dziewczynki zagonić do kuchni, a mężczyzn tylko i wyłącznie do pracy – nie ma korzyści z separowania ról płciowych. O szczęśliwym dziecku mówi Karolina Zalewska–Łunkiewicz.
Jaki ma być mały facet?
Nie podejmuję się udzielenia odpowiedzi na pytanie, jaki ma być. Ktoś kiedyś powiedział, że dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe, ja jestem zwolennikiem tego sformułowania. Nie mówiłabym, jaki to ma być chłopiec, jaka to ma być dziewczynka, ale raczej dążyłabym do tego, żeby dziecko było szczęśliwe. Takie, które nie podlega formom, do których chcemy je ukształtować.
Czyli nie muszę z moich synów zrobić prawdziwych facetów?
Moja pierwsza myśl, a raczej pierwsze pytanie – co to znaczy zrobić z nich facetów…
No, takich prawdziwych facetów...
Myślę, że od stereotypów zaczęliśmy już dawno odchodzić i nie ma potrzeby, żeby w tej chwili na siłę z chłopców kreować takich twardzieli czy innych macho. Dziś obraz mężczyzny jest na tyle zróżnicowany, że nie ma presji czy konieczności, by wychowywać dziecko w ustalonym kształcie czy kontekście.
Nie ma już jasnej i wyraźnej wizji tego, co jest kobiece i męskie.
W Polsce nie ma presji?
Myślę, że jest coraz mniejsza. Świadomość społeczna dotycząca pewnego zróżnicowania czy wpływu społecznokulturowego, który odciska się na tym, jak rozumiemy role kobiece i męskie coraz bardziej ulega upłynnieniu. Nie ma już jasnej i wyraźnej wizji tego, co jest kobiece i męskie. Choć pewnie, jak pojedziemy do mniejszej miejscowości, tam stereotypy płci są bardziej utrwalone.
Ale wciąż wiele osób uważa, że prawdziwy facet ma być twardzielem, zadbać o rodzinę, przynosić pieniądze. Ma być równocześnie czuły, wrażliwy i empatyczny. Ja nie wiem, czy umiem tak wychować dwóch chłopców, żeby byli tacy i tacy naraz…
Jest taki stereotyp softmena – to mężczyzna, który charakteryzuje się zaradnością – zarabia, zajmuje dobre stanowisko, jest silny psychicznie, a jednocześnie troskliwy, empatyczny. Ale tak naprawdę to przecież cechy uniwersalne. Rodzice powinni raczej koncentrować się na tym, jak w dziecku wypromować i wypracować odporność psychiczną już od małego, bo na to mają wychowawczo bardzo duży wpływ. Od tych cech zależy, co się pojawi w życiu dorosłym, na przykład, czy taki mężczyzna odnajdzie się na rynku pracy czy w bliskiej relacji partnerskiej. A kiedy mówimy o relacji i emocjonalności – nie chodzi o to, czy mężczyzna będzie płakał, tylko czy będzie adekwatnie reagował na potrzeby swojej partnerki czy partnera w przyszłości, czy będzie rozpoznawał potrzeby emocjonalne drugiego człowieka. Rodzice oddziałują na pewną wrażliwość emocjonalną takiego chłopca. Od strony naukowej i praktycznej nie mam wewnętrznej zgody na to, by wychowywać dziecko na konkretnego chłopca lub na dziewczynkę.
Ale kupujemy samochodziki, lalki, ciuchy różowe czy niebieskie…
Można tego uniknąć. Można też kupić samochodzik dziewczynce. Sama miałam taką zabawkę – żółtego poloneza – i wcale nie spowodowało to braku mojej identyfikacji z kobiecością, za to mam również fascynację motoryzacją.
Ale przecież sam fakt, że jestem facetem ma wpływ na to, jak dziecko wychowuję.
Jesteś facetem, ale pytanie jakim? Z jakim typem męskości się utożsamiasz i co chcesz zostawić w psychologicznym spadku synom? Figura rodzicielska wpływa na kształtowanie się dziecka i budowanie jego tożsamości, to nic odkrywczego. Budowanie tożsamości dziecka odbywa się też przez identyfikację z rodzicem. Jeśli masz poczucie, że masz jakieś fajne cechy, które chcesz synom przekazać, to kluczem jest budowanie poprawnej i dobrej, otwartej relacji, w której z tobą mogą się zidentyfikować, z tobą mogą poczuć się bezpiecznie i dzięki tobie uczyć się tego, jaki jest facet. Oni wiedzą, że są mężczyznami w sensie biologicznym, a ojciec staje się wzorcem do naśladowania.
Nie mam wewnętrznej zgody na to, by wychowywać dziecko na konkretnego chłopca lub na dziewczynkę.
Zdefiniujmy zatem tę otwartą relację z dzieckiem.
Myślę przede wszystkim o akceptacji dziecka, o spędzaniu wspólnie czasu, o pokazywaniu pewnych pasji. To ty bierzesz syna na mecz albo na pokaz baletu, a on – spędzając czas w towarzystwie ojca – czuje, że jest zaopiekowany, otoczony uwagą, w tej relacji nabiera poczucia pewności. Myśli: „Mój tata jest fajny, taki chciałbym być w przyszłości”. Ale nadwrażliwi ojcowie też bywają – tacy, którzy pozbawiają dziecko autonomii, stawiają ograniczenia. Badania pokazują, że u mężczyzn rolę odgrywa nie tylko to, że mama była nadopiekuńcza. Istotne jest, ile autonomii dawał ojciec, ile dawał synowi przestrzeni, a na ile nie był postacią zaborczą, pokazującą, że tylko on rządzi, ma ostatnie słowo i prawo do tego, by oceniać. Zatem wracając do tego, jak sprawić, by chłopiec stał się męski – trzeba pozwolić mu na autonomię, pozwolić mu bezpiecznie wchodzić w świat, by eksplorował go wiedząc, że ma cię gdzieś z boku, tuż obok siebie, że klepiesz go po plecach i mówisz: „Słuchaj, idź dalej, próbuj, to będzie fajne doświadczenie”. On wtedy wie, że ma za sobą ojca, który staje murem wtedy, kiedy trzeba. Z tego płynie męska siła.
Nie dyskryminujmy ojców córek…
Dla córek też ważna jest rola ojca, bo choć istotna jest w przypadku dziewczynek identyfikacja z mamą, to warto wiedzieć, że pewien zachwyt ojca dodaje im pewności siebie. Córka – kiedy buduje swoje poczucie kobiecości, kiedy dorasta i wchodzi w okres stawania się kobietą – musi mieć poczucie, że ojciec nie krępuje się tym, nie reaguje paniką. Ważne jest, by do dziewczyny dorastającej podchodzić z akceptacją.
A trudniej być ojcem dziewczynki czy chłopca?
Trudne pytanie – chyba nie znam odpowiedzi. Wydaje mi się, że ojcowie dziewczynek mogą mieć pewne trudności – na przykład, gdzie jest granica dawania aprobaty, a gdzie jest już ona przekroczona. Z drugiej strony, w ojcach synów może rodzić się znak zapytania względem tego, jak ma wyglądać obraz „właściwego mężczyzny”, jaka powinna być jego tożsamość i co z tego synowi można przekazać, na ile i jak w rozwoju osobowościowym wspierać. To też nie jest łatwe zadanie.